Przekraczając granicę, widziałam kobietę rodzącą w sąsiedniej kolejce
Publikujemy wywiad naszej analityczki Arzy Mambetova. Dzięki przeprowadzonej rozmowie przez naszą psycholog możemy dokonać wglądu w emocje, jakie towarzyszyły Ukraińcom zmuszonym do opuszczenia kraju. Na podstawie publikowanego wywiadu możemy też zobaczyć, jak wyglądało przekroczenie granicy z Polską oraz poznać czynniki, które decydowały o wyborze danego kraju na miejsce schronienia.
Dziś nasz kraj i każdy z nas przeżywa bardzo trudny czas. Rewido, czy mogłabyś się podzielić swoją historią?
Jeśli mam być szczera, kiedy zaproponowaliście mi przeprowadzenie tego wywiadu, zdziwiłam się, ponieważ wydaje mi się, że są bardziej trudne sytuacje życiowe niż moja. A moja jest podobno do tysiąca innych. Oczywiście, jestem gotowa się nią podzielić.
Każda historia jest bardzo ważna i cenna, ponieważ każdy z nas odczuwa swój ból, którego nie można ignorować albo nie doceniać. Co dla ciebie znaczy data 24 lutego 2022 roku?
Dla mnie to dzień, w którym mnie okradziono. I przy tym okradli mnie drugi raz, pierwszy raz w 2014 roku, kiedy zaczęła się okupacja Krymu. Tym razem było jeszcze gorzej. Wtedy byłam studentką pierwszego roku, a dziś jestem stylistką, jaka miała wielkie perspektywy, a zostałam bez pracy i domu. Wtedy nie słyszałam wybuchów i nie widziałam śmierci, a dziś straciłam przyjaciół. 24 lutego zabrali mi wszystko co tylko mogli, zostałam tylko ja i moje życie. Ale 24 lutego zapamiętam na całe życie.
Jak wam minął 24 lutego?
Rano obudziłam się o 05:40 dlatego, że moja współlokatorka zapaliła światło i powiedziała: „Wstawaj! Zbieraj się! Wojna się rozpoczęła!”. Widzisz, łzy znów spływają mi po policzkach. Zdarza się to za każdym razem, gdy myślę o tej chwili.
Wstałam i zaczęłam pakować swoją „ewakuacyjną torbę”, bo wcześniej nie chciałem uwierzyć, że może wybuchnąć wojna. Potem przyszli do nas znajomi, którzy również wynajmowali mieszkanie w naszej kamienicy. Postanowiliśmy, że Alina pójdzie do apteki, chłopaki do supermarketu, a ja przygotuję jedzenie na kilka dni. Pamiętam, jak gotowałam kaszę gryczaną, a za oknem była masa samochodów, które próbowały się ewakuować. I zrozumiałam, że muszę zadzwonić do mamy na Krymie i powiedzieć jej o wojnie, bo w ogóle nie ogląda wiadomości. Tak trudno było wydusić z siebie te słowa: „Anam (matko), u nas wojna się zaczęła” (płacze ponownie).
Kiedy wrócili moi przyjaciele, zebraliśmy wszystkie potrzebne nam rzeczy i postanowiliśmy spędzić dzień i noc w piwnicy naszego domu. Okazało się, że w tym zimnym i wilgotnym podziemiu spędzimy też kilka następnych dni, dopóki nie podjęliśmy decyzji o opuszczeniu Kijowa.
Piwnica, w której mieszkaliśmy, była strasznie zimna, wilgotna i bardzo zakurzona. Zacząłam kaszleć i krztusić się, bardzo się bałam, że znowu mam Covid, ponieważ ostatnio byłam chora i słyszałam historie, w których ludzie nie mają czasu na wyzdrowienie i ponowne chorują. I bałam się, że mogłam zarażać innych. Okazało się, że mam alergię.
A jak Twoja mama zareagowała na te słowa o wojnie?
Moja matka ogólnie nie jest zbyt emocjonalna. Mówi mi: „dobrze, jaka wojna? niemożliwe”. A potem dzwoni do mnie za 10 minut i mówi: „Może ty do domu przyjedziesz?” Nie rozumiała, co się dzieje. Kiedy zdała sobie sprawę, była w szoku. Bardzo się cieszę, że moi rodzice myślą krytycznie i wszystko, co im powiem, odpowiednio odbierają. To są moi krymscy partyzanci, których bardzo kocham.
W którymś momencie zdecydowałaś się w końcu opuścić miasto i gdzie wtedy się udałaś?
Trzeciego dnia wojny mój kuzyn z Krymu zadzwonił do mnie i powiedział: „Przygotuj się! Masz 10 minut, moi przyjaciele przyjdą po ciebie.” Nie wiedziałem, co robić. Zapytałem moich przyjaciół, odmówili. Ale w ogóle nie miałam siły, było mi tak zimno w tej piwnicy. Wróciłam do swojego mieszkania, chwyciłam małą walizkę i wrzuciłam do niej wszystko, co tam zobaczyłam. Wtedy myślałam, że wyjeżdżam na kilka tygodni, ale oczywiście tak się nie stało.
Mężczyzna, którego nie znałam, zabrał mnie, a kiedy zapytałam, dokąd jedziemy, powiedział: „Nie wiem, na zachód”. Jechaliśmy po bezdrożach, omijaliśmy wszystkie gorące punkty, staliśmy w korku, wjeżdżaliśmy na przeciwne pasy ruchu. Straszna podróż. Ale już czułam się bezpieczniej. Około 5 rano dotarliśmy do małego miasteczka w obwodzie lwowskim. Człowiek, z którym jechałam zabrał mnie do czyjegoś domu i powiedział, że mogę się nie martwić, bo to jest dom przyjaciela mojego brata.
Obudziłam się o dziewiątej rano i mogłam poznać gospodarzy. Niesamowicie przyjaźni ludzie. Tego dnia dostałem dużo telefonów od przyjaciół z Europy i Turcji. Zaproponowali, aby do nich przyjechać. Straciłam pracę i bardzo bałam się wydawać pieniądze. Już wtedy byłam gotowa do podjęcia pracy, bo bardzo dobrze rozumiałam, że jestem zupełnie sama i nikt mi nie pomoże. Postanowiłam, że powinnam pojechać do Turcji. Kolega mojego brata znalazł mi taksówkę do polskiej granicy i pojechałam. Ale okazało się, że dalsza podróż nie jest łatwa. Taksówka podwiozła mnie trochę bliżej granicy, a potem szłam z walizką 25 kilometrów na piechotę. Bardzo cierpiałam. Nie dlatego, że całe moje ciało bolało mnie ze względu na przebyte kilometry na nogach, ale dlatego, że dokładnie 8 lat temu, właśnie tego dnia, 27 lutego 2014 roku, uciekłam z akademika w Symferopolu, bo Krym był okupowany. Byłam tak samo przestraszona i zraniona. Wtedy też nie mogłam uwierzyć, że mi się to przytrafia. Mój dom znowu został ukradziony. Ale wtedy byłam z rodziną, a teraz jestem sam. Tak mi przykro z tego powodu. Cóż, znowu płaczę. Nie wiem kiedy wypłaczę wszystkie moje łzy. Bardzo trudno jest być samotnym. Ta samotność wciąż mnie zżera, gdy pomyślę, że nie szybko będę mogła odwiedzić rodzinę na Krymie. Tak bardzo za nią tęsknię.
Moja podróż do Polski była bardzo długa, ale cały czas miałam pomoc od ludzi. Co dwa kilometry w obwodzie lwowskim pojawiali się wolontariusze, którzy pomagali nam, dawali nam jedzenie i herbatę. Nie, nie byłam głodna, byłam dumna z naszych ludzi. Jesteśmy razem! Kiedy, stałam w kolejce na granicy, przyszedł mężczyzna i zapytał w dwóch językach, czy czegoś nie potrzebujemy. Wyobraź sobie, dwa – rosyjski i ukraiński. Osoba, która w życiu nie mówi po rosyjsku. Tak wyglądają nasi banderowcy, których tak boją się Rosjanie.
Przekraczając granicę, widziałam kobietę rodzącą w sąsiedniej kolejce dla cudzoziemców, tuż przy granicy z Polską. A Polska, jak nas wszystkich przywitała, wydawało się, że są to nasi krewni. Z granicy kursował całodobowy autobus do Przemyśla. A stamtąd wolontariusze zabrali mnie do Warszawy. Stoję w autobusie na lotnisko i zastanawiam się, czy automat biletowy zaakceptuje moją kartę, czy nie. Zapłaciłam, podnoszę głowę i czytam informację: „podróż dla obywateli Ukrainy jest bezpłatna”. Aż się rozpłakałam. Poleciałam więc z Warszawy do Stambułu.
Dlaczego zdecydowałaś się na ewakuację do Turcji?
Jestem Tatarką Krymską i wydawało mi się, że mentalnie bliżej nam do Turków. Mamy jedną religię i bardzo podobną kulturę. Znam turecki i kiedyś studiowałam przez jeden semestr na wymianie studenckiej w Turcji. Wydawało mi się, że ten kraj jest mi bliski, ale się myliłam. Inną ważną kwestią jest to, że moja przyjaciółka mieszka sama i wiedziałam na pewno, że mogę z nią zostać tak długo, jak będzie to konieczne.
Wiem, że nadal jesteś za granicą, jak się teraz czujesz?
Wiesz, myślałam, że za granicą poczuję się lepiej. Niestety to złudzenie. Nie wiem, jaką ma to nazwę w psychologii, ale przez pierwsze kilka tygodni nic nie czułam. Moja koleżanka, do której poszłam, próbowała mnie pocieszyć, ale nawet jeśli się śmiałam, to nie czułam tego. Wydawało mi się, że oglądam film, a nie żyję własnym życiem. Nie jestem pewna czy mnie zrozumiałaś?
W ten sposób nasza psychika broni się przed strachem, który się nam teraz przydarza. Ta reakcja psychiki jest normalna, bo mamy nienormalną sytuację. Minęły ponad dwa miesiące, czy udało ci się przystosować i jak przyjął cię obcy kraj?
Szczerze mówiąc, niestety bardzo trudno mi się w Turcji zaadaptować. Nie rozumiem ludzi i ludzie nie rozumieją mnie. Czujemy się, jakbyśmy pochodzili z różnych planet. Próbowałem znaleźć pracę, ale kiedy potencjalni pracodawcy dowiadują się, że mówię po rosyjsku, chętnie proponują pracę w eksporcie z Rosją. Niestety niewiele osób rozumie, jak trudno jest mi nawet słyszeć o takich ofertach. Dla mnie praca z Rosją oznacza teraz sponsorowanie wojny i zabijanie własnego narodu. Mam już poczucie winy, że wyjechałam i mogłam zostać i pomóc krajowi. A ostatnio usłyszałam nawet komentarze, że mogłam wstąpić do Sił Zbrojnych, a tu mieszkam wygodnie. Płakałam cały dzień i nie mogłam się uspokoić. Takie emocje, odczucia mnie zżerają. Nawet nie wiem, co z tym zrobić. Może niedługo wrócę na Ukrainę.
Pamiętacie przecież, że nawet władze zaleciły ewakuację kobiet, dzieci i osób starszych, bo w ten sposób możemy pomóc naszym obrońcom. Jak myślisz, co możesz teraz zrobić, aby złagodzić to poczucie winy?
Odpowiedź jest dość trudna. Nawet nie wiem…Wydaje mi się, że moja pomoc może polegać na tym, że mogę wesprzeć finansowo nasz kraj. Na przykład ćwiczę jogę i mogę zapłacić za trenera z Ukrainy. Wtedy moje pieniądze trafią do gospodarki naszego państwa. Co jeszcze? Hmm. Poza tym najważniejsze, co mogę zrobić, to opowiedzieć za granicą, co dzieje się teraz na Ukrainie i co dzieje się na Krymie i Donbasie od 8 lat. Każdy powinien to wiedzieć.
Tak więc każdy z nas jest uczestnikiem tej wojny. Razem na pewno wygramy. Dziękuję za tę rozmowę!