Przejdź do menu Przejdź do treści

Świat nas wspiera i pomaga. Ale tylko my sami możemy wywalczyć własną wolność

Media społecznościowe

Z okazji pierwszej rocznicy zbrojnej napaści rosyjskiego agresora na Ukrainę swoimi refleksjami dzieli się profesor Olena Ryzhko  z Katedry Wydawnictwa i Redakcji Kijowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Tarasa Szewczenki.

W rzeczywistości, pomimo tego, że jestem pisarką i mam osiem opublikowanych powieści, nie wiem, jak podsumować ten rok wielkiej wojny, dziewiąty rok wojny rosyjsko-ukraińskiej, ponad trzysta lat oporu próbom zniszczenia przez Rosjan naszej wolności i godności, naszego kraju i nas samych.  Co powiesz na uporządkowanie swoich uczuć w sposób kropkowany.

Najpierw było fatalnie, w duchu Roberta Oppenheimera, powiedziałbym: nasz świat już nigdy nie będzie taki sam.

Po obudzeniu się od eksplozji 24 lutego 2022 roku przede wszystkim skontaktowałam się z dziećmi i z rodzicami: zapytałam, jak się mają, powiedziałam, że je kocham. Piszę do najbliższych znajomych (od tego ranka pytanie „jak się masz?” stanie się przez kilka miesięcy czymś podstawowym). To dziwne (czy nie?): w momencie, gdy śmierć wydaje się nieunikniona, chcesz znaleźć czas na to, co najważniejsze. Okazało się, że to jest dla mnie najważniejsze: mieć czas, by powiedzieć, że kocham tych, których kocham.

Potem był strach i samotność.

Mieszkając w kijowskim metrze (początkowo nie mogłam wyjść ze względu na wielogodzinne alarmy lotnicze; godzina policyjna, która rozciągała się przez kilka dni z rzędu; a potem nie mogłam wrócić do domu, bo toczyły się już walki uliczne z rosyjskimi grupami sabotażowymi i wywiadowczymi). Tak było w mojej okolicy. Zanotowałam wspomnienia z pierwszych dni inwazji na pełną skalę: „Atak powietrzny zaplanowano na trzecią nad ranem. Nastawiłem więc budzik na 2:30 i próbowałem zasnąć. Przebrana położyłam buty i płaszcz obok kanapy. Zmęczona, zdenerwowana, zmartwiona do granic możliwości próbowałam zasnąć. Ale słyszałem każdy szelest. Każda osoba, która nadepnęła na metalową kratę przed wejściem do wejścia, a następnie, pohukując ciężko, cofnęła się po schodach. Każdy samochód, który wjechał w źle dopasowaną pokrywę włazu na drodze. Było jednocześnie gorąco i zimno. W tym samym czasie moja głowa pozostała jasna, więc jasno zrozumiałem, że to panika. Kłuje żarem od samego wnętrza, zmuszając organizm do intensywnej pracy. A potem, powtarzając jak mantrę: „to tylko panika”, uspokoiłam się, zapadając na kilka minut w kapryśne zapomnienie, podczas którego raz po raz słyszałam każde skrzypnięcie metalowej kraty przy wejściu i każdy podskok klapy nakrywającej studzienkę na drodze…”.

„Zeszłam do  metra dopiero przy pierwszym nalocie między ruchomymi schodami. Miejsce było tylko pośrodku, obok unieruchomionych schodów ruchomych. Oparłam się trochę o balustradę, po czym usiadłam na granitowej posadzce. Nie wiem jak nazwać to uczucie. Ostra samotność? Wszyscy się spieszyli, wchodzili i wychodzili (najbardziej rzucali się w oczy cudzoziemcy z ogromnymi walizkami), bo metro kursowało, choć na skróconej trasie. Niewiele osób było samotnych tak jak ja. I chociaż pisali do mnie rodzina i przyjaciele, nie byli sami i tylko ja zostałam zupełnie sama. Pojęcie samotności w tłumie jest znane od dawna, rozważane i opisywane. Ale to dosłownie oszałamiające, gdy zostajesz sam w czasie wojny. W końcu znalazłam ukrycie nie w metrze, gdzie ludzie i zwierzęta byli jak śledzie w beczce (cierpię na klaustrofobię), ale w zupełnie darmowej i przez to atrakcyjnej „Teatralnej”. Zwinęłam się pod ścianą, w krótkim płaszczu z rozerwanym zamkiem, przeczytałam wiadomość o śmierci bohaterskiego chłopca, który wysadził most, i płakałam. Płakałam pierwszy raz od początku wielkiej wojny: nad jej bezsensem w wymiarze cywilizacyjnym i nad swoją samotnością, nad niemożnością przytulenia ani syna, ani matki”.

„Terapeutyczny hałas to nie odgłosy porannego lasu czy wieczornego morza. To trzask ruchomych schodów, gwizd i szum pociągu wjeżdżającego na stację, szum przeciągów, które ciągną ich za sobą. Wszystko, co tłumi odgłosy eksplozji…

„Noce w metrze to próba skupienia się na szansach, a nie na lękach. „Strach zabija umysł” – powtarzam litanię z „Diuny” Franka Herberta w momencie, gdy schody się zatrzymują i wydaje się, że wszyscy jesteśmy w gigantycznym granitowym grobie…

„Całą noc rozmawiałam z młodą Czeczenką, która od czasu do czasu zerkając na śpiącego synka, opowiada mi, jak Rosjanie zmietli jej Iczkerię (środkową Czeczenię) z powierzchni ziemi. I rozumiem, jak wiele nas łączy. I pamiętam stary wywiad z Dżocharem Dudajewem, jego słowa o ukraińskim słońcu i o zniknięciu Rosji. I rozumiem, że nie mamy innego wyjścia, jak tylko walczyć o zwycięstwo”.

„Przeżyjemy i udusimy wszystkich łajdaków, uleczymy rany i uszczęśliwimy zmarłych, odbudujemy i rozwiniemy nasze miasta – znów będziemy mieli życie…” – ostatnie nagranie, które nagrałam w kijowskim metrze.

Za tym stała praca. Dużo pracy.

I w tym miejscu chciałbym przede wszystkim podziękować moim polskim przyjaciołom naukowym. Wspierali mnie Piotr Długosz i Malwina Popiołek, zachęcali do dalszej pracy (choć ze wszystkich „narzędzi pracy” w pierwszych miesiącach wielkiej wojny miałem tylko własną głowę i smartfon), pomagali w badaniach nad lekturą w czasie wojny, zaangażowali mnie w moje własne badania. Pomógli poczuć się żywym i potrzebnym. Zostałem członkiem Interdyscyplinarnego Laboratorium Badań Wojny na Ukrainie. Opublikował cztery artykuły naukowe: w brytyjskim czasopiśmie Fashion, Style & Popular Culture (wraz z koleżankami), w Polish Youth in Central and Eastern Europe, Ukraina „Państwo i regiony”. Pomogłam studentom w realizacji trzech projektów książkowych: zbiorów reportaży Ukraińców zmuszonych do ucieczki przed ostrzałem lub okupacją „Historia dziesięciu nadziei” i „13 uroków”, zbioru baśni „Jakie zło jest urodzone w głupcach”. Wspólnie realizowali te projekty, mimo że byli rozproszeni nie tylko na Ukrainie, ale także w różnych krajach: Polsce, Wielkiej Brytanii, Holandii, USA, Japonii. Kontynuowałam nauczanie na dwóch uczelniach, przygotowywałam materiały dla mediów, zostałam redaktorką nowo powstałego wydawnictwa literatury faktu i zaczęłam zbierać materiały do ​​nowej książki.

Towarzyszyło temu pragnienie zrozumienia siebie w tej wojnie.

24 lutego 2022 roku otworzyłem Facebooka i napisałem: „Drodzy przyjaciele! Dziękuję wszystkim za to, że jesteście w moim życiu! Dzięki wszystkim, którzy nie panikują i dalej wykonują swoją pracę! Zachowajmy spokój i trzeźwy umysł! Chodźmy do Sił Zbrojnych i Ukrainy! I tak, jestem na swoim miejscu i pracuję”. (Już dawno nie używałam tylu wykrzykników, ani wcześniej, ani później.) Myślę, że to właśnie ta instrukcja: być u siebie i pracować – pomogła mi przetrwać ten rok. Do pracy, zbliżając się do zwycięstwa nad wrogiem; być częścią ukraińskich sił cybernetycznych; informować wojsko i ochotników; pomagać tym, którzy najbardziej tego potrzebowali; powiedzieć światu prawdę o wojnie na Ukrainie, o okrucieństwach Rosjan oraz o bohaterstwie i poświęceniu Ukraińców; dziękująć światu za pomoc; uczyć młodzież; wznowić badania; znaleźć sposoby na normalizację świata w najbardziej nienormalnych okolicznościach.

Nienawiść do wszystkich Rosjan, którzy zabijają, gwałcą, znęcają się i wspierają wojnę na mojej ziemi, przekształciła się w gniew i wściekłość. A także wobec wszystkim, którzy ich wspierają. I mamy prawo do tego gniewu i wściekłości. Prawo do ochrony własnej ziemi i życia. Ze świadomości tego prawa przyszła siła (bo nigdy nie straciliśmy wiary).

Teraz zrozumiałam, że wygramy. Świat nas wspiera i pomaga. Ale tylko my sami możemy wywalczyć własną wolność, chronić własny kraj. Robimy to i będziemy to robić.

Насправді, попри те, що я письменниця і маю вісім опублікованих романів і повістей, не знаю, як підсумувати цей рік великої війни, 9-й рік російсько-української війни, понад трьохсотлітнє протистояння намаганням росіян знищити наші свободу й гідність, нашу країну і нас самих. Хіба хоч пунктирно структурувати свої відчуття.

Спочатку прийшло фатальне, в дусі Роберта Оппенгаймера я б сказала, розуміння: наш світ більше ніколи не буде колишнім.

Прокинувшись од вибухів 24-го лютого 2022 року, передусім, зв’язалася з дітьми і з батьками: спитати, як вони, сказати, що люблю їх. Написати найближчим друзям (від того ранку запитання «як ти?» стане базовим на кілька місяців). Дивно (чи все-таки ні?): у момент, коли смерть здається невідворотною, ти хочеш встигнути найважливіше. Виявилося, що для мене найважливішим є саме це: встигнути сказати, що люблю, тим, кого люблю.

Потім були страх і самотність.

Живучи у київському метро (спочатку не могла вийти через багатогодинні повітряні тривоги; комендантські години, що розтягнулися на кілька днів поспіль; а потім не змогла потрапити додому, бо в моєму районі вже тривали вуличні бої з російськими диверсійно-розвідувальними групами), нотувала спогади про перші дні повномасштабного вторгнення: «Повітряна атака планувалася на третю ранку. Тож я, поставивши будильник на 2.30, спробувала заснути. Одягнена. Черевики й пальто поставила біля диванчика. Втомлена, знервована, розтривожена до краю, намагалася заснути. Але чула кожен шерех. Кожну людину, що наступала на металеву решітку перед входом у під’їзд, а потім, важко гупаючи, спиналася сходами вгору. Кожну автівку, що наїжджала на погано припасовану кришку каналізаційного люка на дорозі. Було водночас жарко і холодно. При цьому голова залишалася ясною, тож я чітко розуміла, що це паніка. Це вона прискає жаром із самих нутрощів, змушуючи тіло пашіти і вкриватися сиротами водночас. І тоді, повторюючи, наче мантру: “це просто паніка”, заспокоювалася, провалюючись на кілька хвилин у химерне забуття, при якому знову і знову чула кожен скрегіт металевої решітки біля під’їзду і кожне підскакування кришки люка на дорозі…».

«На «Шулі»[1] спустилася лише в перший проліт між ескалаторами. Місце було тільки посередині, поряд зі знерухомленим ескалатором. Трохи попідпирала балюстраду, а тоді присіла на гранітну підлогу. Не знаю, як назвати це відчуття. Гостра самотність? Усі поспішали, входячи й виходячи (найбільше впадали в око іноземці з величезними валізами), бо метрополітен працює, хай і за усіченим маршрутом, або влаштовувалися на підлозі. Мало хто був, як я, один. І хоч мені писали рідні й друзі, всі вони були не самі, і тільки я залишалася абсолютно самотньою. Поняття самотності в натовпі відоме давно, відрефлексоване й описане. Але воно буквально приголомшує, коли самотнім опиняєшся в часі війни. Остаточно ж мене накрило навіть не на «Шулі», де людей і тварин було, як оселедців у бочці (я страждаю клаустрофобією), а на цілком вільній і від того привабливій «Театральній»[2]. Я згорнулася клубочком під стіною, в короткому пальті зі зламаною блискавкою, прочитала новину про смерть хлопчика-героя, який підірвав міст разом із собою, і розридалася. Я плакала вперше від початку великої війни: від її безглуздості в цивілізаційному вимірі і від своєї самотності, від неможливості обійняти ані сина, ані маму».

«Терапевтичний шум – це не звуки ранкового лісу чи вечірнього моря. Це клацання ескалатора, свист і гул потяга, що прибуває на станцію, шум протягів, що він їх за собою тягне. Все, що заглушує шум вибухів…»

«Ночі в метро – це спроба фокусувалися на можливостях, а не на страхах. “Страх убиває розум”, – повторюю літанію з “Дюни” Френка Герберта в момент, коли зупиняються ескалатори і здається, що всі ми – в гігантській гранітній могилі…»

«Усю ніч розмовляю з молодою ще чеченкою, яка, час від часу поглядаючи на сплячого маленького сина, розповідає, як росіяни стирали з лиця землі її Ічкерію. І розумію, як багато у нас спільного. І пригадую давнє інтерв’ю Джохара Дудаєва, його слова про українське сонце і про зникнення Росії. І розумію, що немає в нас іншого шляху, крім боротьби до перемоги».

«Ми виживемо і видушимо всіх рашистів, загоїмо рани і справимо тризну своїм мертвим, відбудуємо і заквітчаємо свої міста – у нас знову буде життя…» – останній запис, який я зробила в київському метро.

За тим була робота. Багато роботи.

І тут я б хотіла подякувати передусім польським друзям-науковцям. Piotr Długosz i Malwina Popiołek підтримували мене, спонукали до продовження роботи (хоч з усіх «робочих інструментів» у перші місяці великої війни в мене були тільки власна голова і смартфон), допомагали з моїми дослідженнями читання в часі війни, залучали до власних досліджень. Допомагали почуватися живою і потрібною. Я стала частиною Interdyscyplinarne Laboratorium Badań Wojny w Ukrainie. Опублікувала чотири наукові статті: у британському журналі Fashion, Style & Popular Culture (спільно з колежанками), у польському Youth in Central and Eastern Europe, українському «Держава та регіони». Допомогла студентам реалізувати три книжкових проєкти: збірки документальних історій тих українців, що змушені були тікати з-під обстрілів чи з окупації «Історія десяти надій» і «13 оберегів», збірка казок «Як зло в дурні пошилося». Вони зреалізували ці проєкти спільно попри те, що були розкидані не тільки Україною, а й опинилися в різних країнах: Польщі, Великій Британії, Нідерландах, США, Японії. Продовжила викладати у двох університетах, готувала матеріали для медій, стала редакторкою новоствореного видавництва нон-фікшн літератури, почала збирати матеріал для нової книжки.

За цим з’явилося бажання зрозуміти себе у цій війні.

24 лютого 2022 року, я відкрила Facebook і написала: «Дорогі друзі! Дякую вам усім за те, що ви є у моєму житті! Дякую всім, хто не панікує і продовжує робити свою роботу! Зберігаймо спокій і тверезий розум! Вірмо в ЗСУ і в Україну! І, так, я на своєму місці і працюю». (Так багато знаків оклику давно не використовувала ні до, ні після того.) Думаю, саме ця настанова: бути на своєму місці і працювати – допомогла мені пережити цей рік. Працювати, наближаючи перемогу над ворогом; бути частиною українських кібервійськ; донейтити армії і волонтерам; допомагати тим, хто потребував найбільше; розповідати світові правду про війну в Україні, про звірства росіян і про героїчність і самопожертву українців; дякувати світу за допомогу; вчити дітей; відновити дослідження; шукати способів нормалізації світу у найбільш ненормальних обставинах.

Ненависть до всіх росіян, що вбивають, ґвалтують, знущаються і підтримують війну на моїй землі перетворилася на гнів і лють. Як і до всіх тих, хто їх підтримує. І ми маємо право на ці гнів і лють. Право на захист своєї землі і свого життя. З усвідомлення цього права постала сила (бо віри ми не втрачали ніколи).

Тепер є розуміння, що ми переможемо. Світ підтримує нас і допомагає нам. Але вибороти власну свободу, захистити власну країну можемо лише ми самі. Ми це робимо і зробимо.

[1] «Шулявська» – одна з найглибших станцій метро в Києві, найближча до мого дому.

[2] Одна зі станцій метрополітену в центрі Києва.

 

Aktualności